Bill Bryson - gawędziarz erotoman, a przy tym podróżnik pełną gębą. Gadatliwą w dodatku, bo w podróży po Europie był samotnie, a wyżywał się pisząc książkę Ani tu, ani tam. Europa dla początkujących i średnio zaawansowanych. Nie jest to typowa wyprawa po Europie, gdyż autor dobiera kolejne cele wyłącznie według własnego widzimisię. To na chwilę wraca do domu, to nie podoba mu się pewne włoskie miasto, więc jedzie dalej. Ocenia często na podstawie własnego poczucia komfortu - jeśli coś nie jest dla niego wygodne - jest głupie. Mierzy wszystko swoją miarą. Itd., itp. Na dowód fragment o moim ulubionym skośnookim narodzie:

(...) musimy zaakceptować nazwy, które podobają się japońskim inżynierom - Sony Handy-Cam, Panasonic Explorer, Toyota Tercel. Osobiście poczytywałbym sobie za obciach kupować samochód, którego nazwa kojarzy się z nową tkaniną syntetyczną, ale Japończycy najwyraźniej uważają te nazwy za podniecające i galaktyczne. Ale czegóż można się spodziewać po ludziach, którzy każdego dnia chodzą w białych koszulach?

Przepraszam za przydługi cytat, aczkolwiek w całości daje pewien obraz. Weźmy poprawkę na to, że książka pisana była w 1991 i wtedy autorowi te nazwy mogły się wydać "galaktyczne". Ale na litość, co ma do tego chodzenie w białych koszulach?!



Bryson podróżuje wraz ze swoim wulgarnym poczuciem humoru, którym książka jest przesycona. Chwilami czytelnik może mieć dość sprośnych wywodów poddziadziałego mężczyzny. Choć przyznam, zaśmiałam się w paru momentach, dla przykładu:

(...) poza tym byłem zbyt zajęty odganianiem ludzi, którzy usiłowali wepchnąć się przede mnie, jakbym przytrzymywał im drzwi. Jeden podjął taką próbę dwa razy. Aby zachować miejsce w rzymskiej kolejce, potrzeba kilofa.

W każdym razie faktycznie to książka o Europie dla średnio zaawansowanych. Autor pisze o wielu miejscach, które trudno sobie wyobrazić nawet na podstawie lektury, jeśli nigdy się ich nie widziało. Poza tym są to miejsca wyjątkowe, więc wszelkie wyobrażenia raczej nie będą zgodne ze stanem faktycznym - więc po co?

Myślę, że jednak sięgniecie po Brysona ze względu na jego luźny styl. Ani tu, ani tam czyta się łatwo i szybko, a czasami można się nawet czegoś dowiedzieć.
Dziś krótko, treściwie, na temat, ale i chwalipiętniczo (ach, jak się cieszę, że tu mogę wymyślać nowe słowa i żaden sensei ani zleceniodawca mnie za to nie skarci :P).

Od dawna chodziło mi po głowie połączenie mapa/y + ściany mojego pokoju.
Pierwotnie chciałam to zrobić tak, jak główna bohaterka w filmie "Let's talk about Kevin" (trzeba zobaczyć, btw.). Przystawiała do ścian swojego gabinetu mapę za mapą, traktując je klejem do tapet. Z tym klejem to przypuszczenie, w każdym razie mapy się trzymały. Kobieta wykleiła tym wszystkie ściany pokoju, jako i ja chciałam zrobić. Nie zrobiłam, bo i tak w moim małym pokoiku mam trochę mebli, także mapy byłyby widoczne w zasadzie na półtorej ściany.
Uległam więc bardziej komercyjnej fototapecie i nie żałuję, bo mapa jest fajowa.

Póki co szafa przystawia mi kawałki Ameryk, ale I'm working on it... :)
Jak wyglądał świat ćwierć wieku temu? Właśnie na to pytanie odpowiada książka Michael'a Palina W 80 dni dookoła świata. Podróżnik (i jeden z twórców Monty Pythona) w trakcie swojej wyprawy dookoła świata pisał coś w rodzaju dziennika. A ten rodzaj, jak wiadomo, czyta się znakomicie.

Od tej pory przez dłuższy czas nie będzie czegoś takiego jak normalność. Pisząc te słowa, Palin 1 października 1988 roku wjeżdża do Aleksandrii. Wie, że pułap kulturowy w ciągu nocy diametralnie urósł, a przez następne dni sytuacja zmieni się tylko wtedy, gdy uda mu się przenocować w luksusowym hotelu, serwującym angielskie śniadanie. (Btw. czy dziś użylibyśmy słowa "normalność" w odniesieniu do zachodniej kultury? Czym jest "normalność"?)


Inspiracją Palina do tej podróży była nie tyle chęć powtórzenia wyczynu fikcyjnego bohatera powieści Juliusza Verne'a "W 80 dni dookoła świata", co telefon od BBC. Potrzebowano faceta, który przejedzie świat w 80 dni, nie korzystając z usług lotniczych. Oczywiście, zachowując przy tym dramaturgię, kreując sytuacje typu: "nie zdążymy na czas, podróż legnie w gruzach". Momentami pewnie tak było.
Palin starał się więc podążać śladami Fogga, odwiedzając po drodze następujące kraje: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/ff/World_palin_80_days.svg

Książka ciekawa, napisana lekko, z poczuciem humoru - zresztą nic dziwnego - czyta się ją sprawnie, nabierając przy tym ochoty na daleką podróż. Czy powoli nie staje się ona klasykiem? Lub inaczej: czy sama podróż dookoła świata w 80 dni nie staje się klasykiem? (tu ciekawa alternatywa)

A tu pierwsza część programu, przedstawiającego przygody Palina z '88.



PS1. s. 57 Słyszałam już o Oum Kalthoum (egipska śpiewaczka-legenda), Umm Kulthum, Umm Kalthoum, Um Kalsum, Umm Kulsum, Omm Kolsoum itp. - różnice w pisowni pseudonimu piosenkarki biorą się z dialektów. Jednak o Al Amkansoun w tym kontekście jeszcze nie słyszałam, a spotkać się z tym w necie można tylko u Palina. Wtf?

PS2. s.221 ...zaskakuje mnie ostry okrzyk Hai!, wydawany przez Japończyków w codziennych rozmowach. Jego świst jest tak dobitny, że masz wrażenie, że ktoś właśnie rzuca w ciebie nożem. Uchylasz się gwałtownie tylko po to, żeby stwierdzić, że to rozmowa telefoniczna. Wprost uwielbiam ten cytat, zaskakująco trafny.
Tu w wersji łagodnej, ale wystarczy pooglądać sobie jakąś dramę, by wiedzieć, o czym mowa. Hai!


M. Palin "W 80 dni dookoła świata", Insignis Media, Kraków 2010
Program "Idiota za granicą" wyprodukowany dla brytyjskiej stacji telewizyjnej Sky1. Jako że blog ten lubi konkrety, pokrótce o głównym założeniu tego formatu:
Karl Pilkington to tytułowy idiota. W tym rozumieniu - człowiek, który poza Anglię rzadko kiedy wystawia nos. Jeśli już, to na wakacje wybiera miejsca, gdzie toalety są komfortowe, a jedzenie jak najbardziej przypominające angielskie. Jego znajomi Ricky Gervais oraz Stephen Merchant wysyłają go więc w najodleglejsze zakątki świata. Karl ma za zadanie aktywnie poznawać różne kultury, w końcu za to mu płacą. A dla widza atrakcyjne są nie tylko obrazy, ale także prostackie komentarze głównego bohatera, któremu po prostu brak obycia. (Gdyż zdobyć go nie chciał).


Książka "Idiota za granicą" jest zapisem pierwszej serii programu, gdzie Karl miał przyjemność podróżować po Indiach, Meksyku, Peru, Chinach, Jordanii, Egipcie i Brazylii. Książka jest jego dziennikiem z podróży (być może już w trakcie kręcenia programu myślano o wydawnictwie, gdyż nie sądzę, żeby Karlowi prócz codziennych męczarni chciało się prowadzić dziennik). Wpisy są lekkie, "szybkie", ale i szybkostrawne. O kulturze danego kraju dowiemy się z bardzo powierzchownych informacji, typu: tu się je żaby, a tu robaki. Ale dlaczego? Nie wiadomo.
Książka jest bogato ilustrowana, co fajnie wygląda na dobrym papierze. Na uwagę zasługują zapisy rozmów między Karlem a producentami programu, ubrane w komiksowe dymki. Dla grafika duży plus.
Ogólnie "Idiota za granicą" to przede wszystkim rozrywka, nic jednak typu "baw się i ucz". To patrzenie na świat oczami przeciętniaka, który używa głównie samych oczu - bez włączenia procesów myślowych. Do przeczytania w jedno popołudnie.


(Ludzie tacy jak Karl istnieją naprawdę - mam tylko wątpliwości czy każdy taki osobnik zgodziłby się na występ w programie rozrywkowym, wiedząc że ludzie z całego świata będą mieli z niego polewkę).