Po przemyśleniu stwierdzam: Idiota za granicą lekko oszukuje widzów.

Wierzę, że taki typ ludzi istnieje. Mam jedno małe ale: prawdziwy malkontent może i zgodziłby się za pieniądze na podróżowanie dookoła świata, tyle że nie z kamerami, które pokażą go światowej widowni. Zapytałby: po co mi to potrzebne?
W tym wypadku autentyczność wyklucza pojawienie się kamer. Kropki się nie łączą.

-----

Pisałam gdzieś, że nie prowadzę już pamiętnika, że blog [Zapipidopustkowie] mi go zastępuje. Bullshit - doszłam właśnie do wniosku. Mam przecież zeszyt, w którym niemal codziennie po oznaczeniu datą, spisuję plany, myśli i rysuję serduszka. I nie jest to kalendarz.

//Ma rację siostra moja mówiąc, że jestem (#)two-facedBitch.

Do rzeczy: w podróży też mam specjalny zeszyt, podróżowy. Mówię sobie, że tworzę go dla moich przyszłych dzieci. Wklejam pocztówki, fotki, paragony, drobne kamyczki, glony i jarmułki. Dużo też bazgrolę.

Grafologa!

Podczas ostatniego dnia w Budapeszcie dopadła mnie gorączka. Wykorzystując sytuację, mówię do M.: będę ci dyktować, a ty pisz.

Z moich wypowiedzi pojawiły się szczątki, a oto co powstało:

1. Widziałem jakiś dworzec z jakiegoś tam roku. Chyba 1884... Przejeżdżał przez niego Orient Express. Tak przynajmniej mówi B., bo mnie to ch.. interesuje.
2. Cmentarz ble ble ble pesi (taka nazwa). Na tym cmentarzu zajmują miejsce grobami zasłużeni ludzie (czyli kto miał więcej kasy, ten tam mógł się znaleźć).
3. Ponoć piękne pomniki (czyli wracamy do kasy - kto miał więcej, ten ładniejszy pomnik).
4. Udaliśmy się do galerii handlowej "Arena Plaza". Nic ciekawego tam nie było i do tego moją kobietę złapała gorączka, dreszcze itd. Więc już wiedziałem, jak ten dzień się skończy: będę musiał latać to tu, to tam (przynieś, wynieś, pozamiataj). Tak też się stało: to musiałem iść do sklepu, to jakimś cudem podgrzać wodę (w kuchni bez garnków, czajnika i zapałek - przyp. mój), to spakować nas na powrót...
5. Tyle mojego pisania. Może jeszcze kiedyś coś napiszę, ale nie liczyłbym na to.

Widzicie, to ten sam typ człowieka.
Spytałam go, czy za kilka tysięcy PLN za odcinek mógłby ponarzekać do kamer. Odpowiedział: Nie, od tego są klauni.

-----

I stąd wiem, że "Idiota za granicą" to trochę ściema.
Ale na żywo jest jeszcze zabawniej.
Lustro z wody przy Kalvin ter
Widok ze schodów Muzeum Narodowego. Posępna 10 rano, idealne klimaty na zwiedzanie.
Główna Hala Targowa: warzywa, mięcho, żarło, a na górze pamiątki. Pachnie targowo-halowo. Podobnie, jak w hali wileńskiej. Dlaczego w Polsce nie ma takich hal?
Pomnik Wolności na Górze Gellerta - najwyższy punkt Budapesztu, kolana gumowe.

Główny bohater. Taka odsłona chyba mu pasuje.
Z walutami o używanych na co dzień dużych nominałach jest pewien problem: topnieją błyskawicznie.
Hala targowa przy Lehel Ter. Jakość foty - Super Express.
Zazdroszczę! W tym roku wychodzi film o liderze grupy - Love&Mercy, w którym połowę głównej roli gra Paul Dano. Gotta love it!
Kościół św. Macieja w wersji braille'owskiej...
...oraz oryginalnej. Stare Miasto.
Zaciapany obiektyw Lumii 530 nie jest wymarzonym sprzętem fotografa. Dla mnie wystarczy.
Metro. I tu zaskoczenie, bo mój przewodnik z serii "Miasta marzeń" nic nie mówił o nowej, 4 linii, która okazała się wielce przydatna.
2. Tramwaj zabytkowy
W miejscu Starej Synagogi urodził się Teodor Herzl, twórca idei syjonizmu. Czy byłby Izrael, gdyby nie on? W jakiej formie?
Znajomość węgierskiego niepotrzebna, by rozszyfrować żydowskie święta. Przed Starą Synagogą.
Mapy na stacjach metra. Standard - szkoda, że na powierzchni nie ma ich w każdej dzielnicy.
Góra Gellerta - Pomnik Wolności wniebowstępuje
Ruiny średniowiecznego klasztoru karmelitek na Wyspie Małgorzaty. Zagłębiam się, a tam... metalowy spęd!
Byliście w Budapeszcie? Podzielcie się wrażeniami! Porównywanie wrażeń to jedna z najlepszych części podróżowania ;)
Czas wyznań.

1. Podróżnik ze mnie niedzielny. Wiem jedno: kocham wyjazdy, staram się wyjeżdżać częściej i na dłużej, aczkolwiek nie udało mi się jeszcze wyjechać na kilka dni więcej niż 3 razy w roku. Gdybym naprawdę chciała, mogłabym. Cóż to: autostop i spanie na dziko. Wielu tak robi. Albo mnie to nie kręci, albo nie jestem jeszcze gotowa. I dlatego nie będzie tu relacji z super-dzikich wypraw tylko z takich, na które uskładałam trochę grosza. Mimo to tanich.

2. Jeśli chodzi o podróżowanie, dopiero się rozkręcam.

3. Przepraszam za wszystkie badziewne teksty, które się tu pojawiły. Systematycznie będę kasować te, w których starałam się "odkryć Amerykę", przyciągnąć nudną recenzją lub zaszokować tytułem. Taka droga blogera: od crapu po cuda.

4. Nie będę powtarzać treści. Od tego są przewodniki i przemądrzalscy podróżnicy, którzy zapychają swoje książki historycznymi i krajoznawczymi status quo. Czy zatem w postach będzie pusto? Nie. Warto podróżować dla uchwycenia detali, subtelnych kulturowych różnic i ciekawostek.

5. Przepraszam za wygląd bloga. Kiedyś może się poprawi, dziś stawiam na treść.

6. Wciąż myślę: jak pisać o podróżowaniu? Błędnie wydaje mi się, że wszystko już było. Skąd wiem, że błędnie? Come on, na wszystko są nowe sposoby. Czekam na taki, który trzepnie mnie jak nagłe dreszcze. Póki co, będzie zwyczajnie, na mój sposób. Blisko prawdziwego życia.
Krytyka mile widziana.


W Maku w Budapeszcie. Czytam spoilery do 5. sezonu Shameless i piję mocną kawę. Na swoją obronę mam to, że po całym dniu pieszego zwiedzania byliśmy okrutnie zmęczeni.