To dlatego, że coaching nakazuje zadawać sobie odnoszące się do przyszłości pytanie "po co?" miast przeszłościowe "dlaczego?", gdyż tylko to pierwsze może coś zmienić.

-----

Odpowiem w skrócie:

//potem już nie musicie czytać dalej
//żartowałam

ŻEBY ZŁAPAĆ DUCHA.

Jak mawia moja siostra, prawda w oczy boli. Nie interesuję się architekturą, średnio historią, a trekkingiem to już w ogóle. Nie potrzebuję podróżować dla względów przyziemnych - by zrobić fotografie czy postawić stopę na nieznanym dotąd terenie. Potrafię ignorancko przejść obok najwartościowszego zabytku w mieście - przepraszam.

Dotarło do mnie w końcu, że szukam NSE.

Nowych Stanów Emocjonalnych.
Uczuć, odczuwanych po raz pierwszy.

Jak to połączyć z łapaniem duchów?

Otóż: załóżmy, że jadę do Pragi, rodzinnego miasta tego szalonego pisarza, Franza Kafki (tak było). Pomysł na "Proces" świetny - zjawiają się ludzie, nie wiadomo skąd, pojmują nie wiadomo, za co, a bohater im się poddaje. Tak bardzo chcę wiedzieć, co siedziało w głowie autora, że jadę do Pragi (nie bez znaczenia tanie bilety Polskiego Busa). Idę na kirkut żydowski pooglądać jego grób. Krążę po centrum w poszukiwaniu domu, w którym mieszkał. Okna, przez które wyglądał.

Pełen kamieni grób pana Franza

Travel stalker.

Do Meksyku pojadę kiedyś poszukać śladów Fridy. Ta u góry z Lwem Trockim. (hje hje)
Lepiej!

To samo zdarza mi się w przypadku bohaterów fikcyjnych. Na tym polu nie jestem jednak wyjątkowa, bo podróże śladami postaci literackich zdarzają się na porządku dziennym - biura proponują przechadzkę na londyńską Baker Street i w okolice śladami Sherlocka, a wydawnictwa wypuszczają przewodniki po Sztokholmie krok w krok za bohaterami kryminałów Stiega Larssona.


W metrze londyńskim rozgrywał się odcinek przeniesionego do czasów współczesnych serialu "Sherlock". Stalkowałam aktywnie.

Madness? Skądże! Przywiązanie do postaci fikcyjnych dawno zostało uzasadnione.

Podróżując w miejsca, gdzie obracają(li) się ulubieni bohaterowie, wkraczamy do ich uniwersum.

Bristol to już nie statystyczne angielskie miasto przemysłowe, któremu smaczku dodają dzieła Banksy'ego. To miejsce, gdzie Tony wracał do siebie po wypadku, Effy poznała Freddiego i Cooka, a Frankie miewała liczne romanse. To miejsce naznaczone klimatem "Skins", które przez budowane na tym samym planie domki szeregowe i nijakie małe sklepy jawiło mi się bardziej atrakcyjnym niż Londyn. Czujecie irracjonalizm?

A gdyby móc napić się w typowym angielskim pubie, zawsze zapełnionym bohaterami "Shameless"?

http://chatsworthestate.channel4.com/
Wirtualna wycieczka po pubie The Jockey. Naturalny gwar, interakcja z postaciami serialowymi. Dla miłośników serialu - bezcenne!
Sądzę, że w realu już go nie ma, za to można w Anglii poszukać podobnych. Jak ten, choć jest typowo irish:


I siedząc w takim barze, odradzasz świat fikcyjny w sobie. Urealniasz go, a w pewien sposób z ulgą potwierdzasz jego istnienie, uzasadniasz swoje w nim obcowanie.

Żeby łapać historie, odnajdywać w nich subtelne zależności kulturowe i zdumiewać się uniwersalizmem, warto podróżować.

-----

A Wy, po co podróżujecie?

Typowe jedzenie wycieczkowicza, który tnie koszty?
Butelka z wodą i bułka z pasztetem.

-----

Albo coś w ten deseń.
Bo woda i bułki to dania na każdą kieszeń.

W Pradze zrobiło się bardziej luksusowo: serki i sałatka z krabem. Popijane oczywiście wodą. Teraz widzę, że serek z Polski, więc odejmijcie go od kosztów.
Tak je się śniadania i kolacje wtedy, gdy chce się przeznaczyć kasę na wstępy do muzeów, potrawy regionalne na obiad, a co najważniejsze - komunikację miejską.

-----

Dialog przed Muzeum Narodowym w Budapeszcie:

M: Ile wstęp?
J: 1400 forintów...
M: Tyle, co dwa kebaby?
J: No. Co byś wolał: dwa kebaby czy wejść do muzeum?
M: Znasz mnie tyle lat, a dalej zadajesz takie pytania. Oczywiście, że wejść do muzeum. Z dwoma kebabami.

Czasami jednak staje na jedzeniu.

-----

Jakie są najbardziej hardkorowe "suchary", który Wy jedliście w drodze?