Żarcie w drodze

/
15 Comments
Typowe jedzenie wycieczkowicza, który tnie koszty?
Butelka z wodą i bułka z pasztetem.

-----

Albo coś w ten deseń.
Bo woda i bułki to dania na każdą kieszeń.

W Pradze zrobiło się bardziej luksusowo: serki i sałatka z krabem. Popijane oczywiście wodą. Teraz widzę, że serek z Polski, więc odejmijcie go od kosztów.
Tak je się śniadania i kolacje wtedy, gdy chce się przeznaczyć kasę na wstępy do muzeów, potrawy regionalne na obiad, a co najważniejsze - komunikację miejską.

-----

Dialog przed Muzeum Narodowym w Budapeszcie:

M: Ile wstęp?
J: 1400 forintów...
M: Tyle, co dwa kebaby?
J: No. Co byś wolał: dwa kebaby czy wejść do muzeum?
M: Znasz mnie tyle lat, a dalej zadajesz takie pytania. Oczywiście, że wejść do muzeum. Z dwoma kebabami.

Czasami jednak staje na jedzeniu.

-----

Jakie są najbardziej hardkorowe "suchary", który Wy jedliście w drodze?


Może spodobają Ci się:

15 komentarzy:

  1. I znów o jedzeniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakie "znów", czemu "znów"? :) dawno było ostatnio... :)
      super, że zostawiłeś(aś) komentarz, bo dzięki temu lecę na Twojego bloga i widzę, że prędko stamtąd nie wyjdę.

      Usuń
    2. Aaaa bo tak sobie chodziłam po blogach, i zawsze to jedzenie i jedzenie! A nie wychodź. ("Nie wstanę tak będę leżał"). Zapraszam, zostań. Co tam, pomieścimy się! Miejsca Ci u mnie dostatek!

      Usuń
  2. O to, to znam doskonale...
    Najbardziej hardcorowa to była bułka z żółtym serem (na onczas już zielonkawym) zjadana na czwarty dzień. Woda w Rzymie pita z fontanny (bo ice teea od straganiarzy kosztowała więcej niż butelka dobrego wina w markecie).
    Ale za to na liczniku tysiące kilometrów i miast. Co ciekawsze nigdy żadnych problemów trawiennych w trasie.

    No i jeszcze własnoręcznie złapany (niebaczny gospodarz wypuścił zwierzęta na łąkę nad zalewem) na wędkę indor nad Rożnowem, zarżnięty pod wodą żeby nie robił hałasu i zjedzony przez całą ekipę łącznie z chrząstkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na czwarty dzień nie zjadłabym. Wyrzuciłabym wcześniej, żeby jednak nie skusiło później :P Woda z fontanny - o matko, już mi się w żołądku przewraca, nie umyłabym w niej nawet jabłka. A indor? Apogeum...
      Makroman, szacun za Twoje przygody!

      Usuń
  3. Z Wiednia pamiętam chleb tostowy, po tygodniu na nim zapragnęłyśmy z koleżankami "normalnego", który kupiony we Wiedniu okazał się być jeszcze gorszym :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieupieczony chleb tostowy, to jakby jeść gąbkę :) współczuję... "normalnego" też.

      Usuń
    2. Pojedzcie do Grecji - tam dają coś co smakiem przypomina chusteczki higieniczne (być może jest wypiekane z nich w ramach recyklingu ;-) ) - każdy innych chleb jest smaczniejszy.

      Usuń
    3. Popieram poprzednika :)

      Usuń
  4. Suche, czerstwe, przecenione bułki ;-) Popijane wodą, niby pitną ale niemiłosiernie smakującą chlorem, po której jeszcze bardziej chciało się pić ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja w podróży staram się kosztować miejscowego jedzenia :) wole zaoszczędzić na noclegu niż na jedzeniu

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo przydatne informacje :) Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niezdrowo jeść takie rzeczy :D

    OdpowiedzUsuń