Z dziennika malkontenta - Budapeszt

/
3 Comments
Po przemyśleniu stwierdzam: Idiota za granicą lekko oszukuje widzów.

Wierzę, że taki typ ludzi istnieje. Mam jedno małe ale: prawdziwy malkontent może i zgodziłby się za pieniądze na podróżowanie dookoła świata, tyle że nie z kamerami, które pokażą go światowej widowni. Zapytałby: po co mi to potrzebne?
W tym wypadku autentyczność wyklucza pojawienie się kamer. Kropki się nie łączą.

-----

Pisałam gdzieś, że nie prowadzę już pamiętnika, że blog [Zapipidopustkowie] mi go zastępuje. Bullshit - doszłam właśnie do wniosku. Mam przecież zeszyt, w którym niemal codziennie po oznaczeniu datą, spisuję plany, myśli i rysuję serduszka. I nie jest to kalendarz.

//Ma rację siostra moja mówiąc, że jestem (#)two-facedBitch.

Do rzeczy: w podróży też mam specjalny zeszyt, podróżowy. Mówię sobie, że tworzę go dla moich przyszłych dzieci. Wklejam pocztówki, fotki, paragony, drobne kamyczki, glony i jarmułki. Dużo też bazgrolę.

Grafologa!

Podczas ostatniego dnia w Budapeszcie dopadła mnie gorączka. Wykorzystując sytuację, mówię do M.: będę ci dyktować, a ty pisz.

Z moich wypowiedzi pojawiły się szczątki, a oto co powstało:

1. Widziałem jakiś dworzec z jakiegoś tam roku. Chyba 1884... Przejeżdżał przez niego Orient Express. Tak przynajmniej mówi B., bo mnie to ch.. interesuje.
2. Cmentarz ble ble ble pesi (taka nazwa). Na tym cmentarzu zajmują miejsce grobami zasłużeni ludzie (czyli kto miał więcej kasy, ten tam mógł się znaleźć).
3. Ponoć piękne pomniki (czyli wracamy do kasy - kto miał więcej, ten ładniejszy pomnik).
4. Udaliśmy się do galerii handlowej "Arena Plaza". Nic ciekawego tam nie było i do tego moją kobietę złapała gorączka, dreszcze itd. Więc już wiedziałem, jak ten dzień się skończy: będę musiał latać to tu, to tam (przynieś, wynieś, pozamiataj). Tak też się stało: to musiałem iść do sklepu, to jakimś cudem podgrzać wodę (w kuchni bez garnków, czajnika i zapałek - przyp. mój), to spakować nas na powrót...
5. Tyle mojego pisania. Może jeszcze kiedyś coś napiszę, ale nie liczyłbym na to.

Widzicie, to ten sam typ człowieka.
Spytałam go, czy za kilka tysięcy PLN za odcinek mógłby ponarzekać do kamer. Odpowiedział: Nie, od tego są klauni.

-----

I stąd wiem, że "Idiota za granicą" to trochę ściema.
Ale na żywo jest jeszcze zabawniej.


Może spodobają Ci się:

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog! Miło czyta się Twoje artykuły. Ja postanowiłam zacząć podróże i choć nie mam talentu do pisania też założę bloga. Bardzo chcę poznać włochy od podszewki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram poprzednika w 100% :) Nic dodać, nic ująć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Budapeszt to jedno z ładniejszych miast w jakim byłem :D

    OdpowiedzUsuń