Share Week 2014 - co czytam?

/
0 Comments

Kilka lat temu, gdy zakładałam bloga, w ogóle nie byłam zainteresowana blogosferą. Tak sobie założyłam, coby raz na jakiś czas wrzucić fotki i coś naskrobać. Bardziej dla siebie niż innych.

Ostatnimi czasy siłą rzeczy zaczęłam przeglądać blogi przeróżne. Szczerze przyznaję, nie mam zbyt wielu subskrypcji na Bloglovinie (właściwie tylko jedną!), ale najnowsze wpisy z różnych blogasków trafiają do mnie przez Facebooka.

Nie czuję przymusu, by czytać kogoś regularnie. Jeśli tytuł mi się nie podoba lub wpis nie traktuje o interesującej mnie tematyce, nie czytam. Są jednak trzy blogi, które niezmiennie mnie przyciągają, a każdą nową notkę otwieram z chęcią.

Oto one:




To blog Anny - polskiej dziennikarki i Tomasa, fotografa, jej męża, którzy zamieszkują w Berlinie z dwoma córeczkami. W interesujący sposób uczą je świata. Podróżują z kilkuletnimi ledwie pociechami, udowadniając, że dziecko nie jest kulą u nogi, która zatrzymuje dorosłych w domu. Mieszkają we wspólnocie mieszkaniowej, często przyjmują couchsurferów z całego świata. Nie trzymają dzieci w sztywnych ramach ubierania dwóch skarpetek do pary (love it!), bo to niby takie ważne i estetyczne. Ufają obcym i wierzą w ludzi. Udowadniają, że wszystko jest możliwe. Niby to oczywiste, ale dlaczego w XXI wieku ktoś musi nam to wciąż udowadniać?
Anna pisze o życiu swoim i swojej rodziny. O podróżach, "obcych", zachowaniach dziewczynek... Nie boi się poruszać "trudnych" tematów. Wydaje się, że z nimi nic nie może być trudne.





Autorka tego bloga wyszła za mąż za Japończyka (które pieszczotliwie na blogu nazywa Jego Wysokością) i zamieszkała wraz z nim na prowincji. Niestety pisze ona bez polskich znaków (zapewne ma jakiś ważny powód), za to stylem, jakiego nie powstydziłaby się małoletnia mieszkanka polskich blokowisk. Ależ to przyciągające! Bo to cudowne połączenie: niemal graficzna, niewstydząca się niczego obrazowość w Kraju Kwitnącej Wiśni. Dla przykładu: ostatnio autorka spędza wakacje(?) w Tonga, a na blogu publikuje obszerne relacje, szczególnie dotyczące tamtejszej kuchni. W ostatnich kilku postach bez zbędnego wstydu opisuje sraczkę, o jaką przyprawiają ją kolejne potrawy. Taka równa, niedająca sobie w kaszę dmuchać Japońcom kobieta, która nie ukrywa, że niewiele ją obchodzi. Nie przykłada wagi do stylu, opisuje wydarzenia "jak lecą", a przy tym zyskuje dziesiątki czytelniczek.
Wydała książkę "Życie jak w Tochigi", niestety spuszczoną nieco z tonu. Za to w stylu poprawną i nawet interesującą.





Mieszkającą w Izraelu gojką jest Ela Sidi, autorka niedawno wydanej książki "Izrael oswojony". Na swoim blogu Ela opisuje... Cóż, życie Polski w Izraelu. Życie codzienne swoje i rodziny. Co tu dużo mówić? Język jest bardzo literacki, wszystkie posty bardzo dobrze się czyta, chwilami aż chce się znaleźć w tym bliskowschodnim kraju.

Znacie? Macie swoje typy?


Może spodobają Ci się:

Brak komentarzy: