Zaiste, niespotykana.
Objawia się słowami: ja jebię.

-----

"5 najdziwniejszych japońskich przedmiotów"
"Dziwne zwyczaje plemienia Wababungu"
"Dziwna mowa mlaskowa"

Ludzie!
LUDZIE!

Wszystkie zwyczaje, języki i przedmioty na świecie można wrzucić do worka z napisem "normalne". Takie ci one same, jak nasze. Jednakowo przez społeczność posługującą się nimi uznawane za oczywiste.

//Słowo-klucz: RELATYWIZM

Dlatego wrze we mnie, gdy słyszę, zwłaszcza od podróżników i autorów, "dziwne".
Kulturę człowieka determinuje miejsce wychowania. Nie tylko miejsce, ale i ludzie. Okoliczności. Podwórko. Książki. Wszystko.

Czy to komiksowe porno z bohaterem w postaci ośmiornicy czy też dyski w otworach gębowych i obręcze na szyjach. Nic nie jest dziwne!

Mówicie: no tak, ale jaką człowiek ma motywację, zakładając obręcz na szyję? Przecież to chore!

Skrót obrazka podpisany w turystyka.interia.pl "Piękne, szokujące" fot. Getty Images/Flash Press Media

Taką samą, jak ktoś, kto pragnie nie odstawać od stada. Kto stroi się i bywa, żeby znaleźć dobrego męża. Kto wie, że im większy talerz, tym go bardziej szanują.

Pragnienie przynależności, miłości, dobrobytu, poważania. Naturalne.

No dobra, ale japońskie teleturnieje, w których uczestnicy dostają po jajcach, w jaki sposób wytłumaczyć można?

Japończycy to naród, który w sferze rozrywki telewizyjnej pragnie jak najmniej angażować się umysłowo (czy nie i my, oglądając "Rolnik szuka żony" bądź "Ukrytą prawdę"?) po dniu ciężkiej pracy intelektualnej. 

Wszystko ma podstawę. 

-----

Czy jest jakaś obrona na nazywanie obcych obyczajów "dziwnymi"? Skuteczna? Przedstawcie mi ją.

To dlatego, że coaching nakazuje zadawać sobie odnoszące się do przyszłości pytanie "po co?" miast przeszłościowe "dlaczego?", gdyż tylko to pierwsze może coś zmienić.

-----

Odpowiem w skrócie:

//potem już nie musicie czytać dalej
//żartowałam

ŻEBY ZŁAPAĆ DUCHA.

Jak mawia moja siostra, prawda w oczy boli. Nie interesuję się architekturą, średnio historią, a trekkingiem to już w ogóle. Nie potrzebuję podróżować dla względów przyziemnych - by zrobić fotografie czy postawić stopę na nieznanym dotąd terenie. Potrafię ignorancko przejść obok najwartościowszego zabytku w mieście - przepraszam.

Dotarło do mnie w końcu, że szukam NSE.

Nowych Stanów Emocjonalnych.
Uczuć, odczuwanych po raz pierwszy.

Jak to połączyć z łapaniem duchów?

Otóż: załóżmy, że jadę do Pragi, rodzinnego miasta tego szalonego pisarza, Franza Kafki (tak było). Pomysł na "Proces" świetny - zjawiają się ludzie, nie wiadomo skąd, pojmują nie wiadomo, za co, a bohater im się poddaje. Tak bardzo chcę wiedzieć, co siedziało w głowie autora, że jadę do Pragi (nie bez znaczenia tanie bilety Polskiego Busa). Idę na kirkut żydowski pooglądać jego grób. Krążę po centrum w poszukiwaniu domu, w którym mieszkał. Okna, przez które wyglądał.

Pełen kamieni grób pana Franza

Travel stalker.

Do Meksyku pojadę kiedyś poszukać śladów Fridy. Ta u góry z Lwem Trockim. (hje hje)
Lepiej!

To samo zdarza mi się w przypadku bohaterów fikcyjnych. Na tym polu nie jestem jednak wyjątkowa, bo podróże śladami postaci literackich zdarzają się na porządku dziennym - biura proponują przechadzkę na londyńską Baker Street i w okolice śladami Sherlocka, a wydawnictwa wypuszczają przewodniki po Sztokholmie krok w krok za bohaterami kryminałów Stiega Larssona.


W metrze londyńskim rozgrywał się odcinek przeniesionego do czasów współczesnych serialu "Sherlock". Stalkowałam aktywnie.

Madness? Skądże! Przywiązanie do postaci fikcyjnych dawno zostało uzasadnione.

Podróżując w miejsca, gdzie obracają(li) się ulubieni bohaterowie, wkraczamy do ich uniwersum.

Bristol to już nie statystyczne angielskie miasto przemysłowe, któremu smaczku dodają dzieła Banksy'ego. To miejsce, gdzie Tony wracał do siebie po wypadku, Effy poznała Freddiego i Cooka, a Frankie miewała liczne romanse. To miejsce naznaczone klimatem "Skins", które przez budowane na tym samym planie domki szeregowe i nijakie małe sklepy jawiło mi się bardziej atrakcyjnym niż Londyn. Czujecie irracjonalizm?

A gdyby móc napić się w typowym angielskim pubie, zawsze zapełnionym bohaterami "Shameless"?

http://chatsworthestate.channel4.com/
Wirtualna wycieczka po pubie The Jockey. Naturalny gwar, interakcja z postaciami serialowymi. Dla miłośników serialu - bezcenne!
Sądzę, że w realu już go nie ma, za to można w Anglii poszukać podobnych. Jak ten, choć jest typowo irish:


I siedząc w takim barze, odradzasz świat fikcyjny w sobie. Urealniasz go, a w pewien sposób z ulgą potwierdzasz jego istnienie, uzasadniasz swoje w nim obcowanie.

Żeby łapać historie, odnajdywać w nich subtelne zależności kulturowe i zdumiewać się uniwersalizmem, warto podróżować.

-----

A Wy, po co podróżujecie?

Typowe jedzenie wycieczkowicza, który tnie koszty?
Butelka z wodą i bułka z pasztetem.

-----

Albo coś w ten deseń.
Bo woda i bułki to dania na każdą kieszeń.

W Pradze zrobiło się bardziej luksusowo: serki i sałatka z krabem. Popijane oczywiście wodą. Teraz widzę, że serek z Polski, więc odejmijcie go od kosztów.
Tak je się śniadania i kolacje wtedy, gdy chce się przeznaczyć kasę na wstępy do muzeów, potrawy regionalne na obiad, a co najważniejsze - komunikację miejską.

-----

Dialog przed Muzeum Narodowym w Budapeszcie:

M: Ile wstęp?
J: 1400 forintów...
M: Tyle, co dwa kebaby?
J: No. Co byś wolał: dwa kebaby czy wejść do muzeum?
M: Znasz mnie tyle lat, a dalej zadajesz takie pytania. Oczywiście, że wejść do muzeum. Z dwoma kebabami.

Czasami jednak staje na jedzeniu.

-----

Jakie są najbardziej hardkorowe "suchary", który Wy jedliście w drodze?
Po przemyśleniu stwierdzam: Idiota za granicą lekko oszukuje widzów.

Wierzę, że taki typ ludzi istnieje. Mam jedno małe ale: prawdziwy malkontent może i zgodziłby się za pieniądze na podróżowanie dookoła świata, tyle że nie z kamerami, które pokażą go światowej widowni. Zapytałby: po co mi to potrzebne?
W tym wypadku autentyczność wyklucza pojawienie się kamer. Kropki się nie łączą.

-----

Pisałam gdzieś, że nie prowadzę już pamiętnika, że blog [Zapipidopustkowie] mi go zastępuje. Bullshit - doszłam właśnie do wniosku. Mam przecież zeszyt, w którym niemal codziennie po oznaczeniu datą, spisuję plany, myśli i rysuję serduszka. I nie jest to kalendarz.

//Ma rację siostra moja mówiąc, że jestem (#)two-facedBitch.

Do rzeczy: w podróży też mam specjalny zeszyt, podróżowy. Mówię sobie, że tworzę go dla moich przyszłych dzieci. Wklejam pocztówki, fotki, paragony, drobne kamyczki, glony i jarmułki. Dużo też bazgrolę.

Grafologa!

Podczas ostatniego dnia w Budapeszcie dopadła mnie gorączka. Wykorzystując sytuację, mówię do M.: będę ci dyktować, a ty pisz.

Z moich wypowiedzi pojawiły się szczątki, a oto co powstało:

1. Widziałem jakiś dworzec z jakiegoś tam roku. Chyba 1884... Przejeżdżał przez niego Orient Express. Tak przynajmniej mówi B., bo mnie to ch.. interesuje.
2. Cmentarz ble ble ble pesi (taka nazwa). Na tym cmentarzu zajmują miejsce grobami zasłużeni ludzie (czyli kto miał więcej kasy, ten tam mógł się znaleźć).
3. Ponoć piękne pomniki (czyli wracamy do kasy - kto miał więcej, ten ładniejszy pomnik).
4. Udaliśmy się do galerii handlowej "Arena Plaza". Nic ciekawego tam nie było i do tego moją kobietę złapała gorączka, dreszcze itd. Więc już wiedziałem, jak ten dzień się skończy: będę musiał latać to tu, to tam (przynieś, wynieś, pozamiataj). Tak też się stało: to musiałem iść do sklepu, to jakimś cudem podgrzać wodę (w kuchni bez garnków, czajnika i zapałek - przyp. mój), to spakować nas na powrót...
5. Tyle mojego pisania. Może jeszcze kiedyś coś napiszę, ale nie liczyłbym na to.

Widzicie, to ten sam typ człowieka.
Spytałam go, czy za kilka tysięcy PLN za odcinek mógłby ponarzekać do kamer. Odpowiedział: Nie, od tego są klauni.

-----

I stąd wiem, że "Idiota za granicą" to trochę ściema.
Ale na żywo jest jeszcze zabawniej.
Lustro z wody przy Kalvin ter
Widok ze schodów Muzeum Narodowego. Posępna 10 rano, idealne klimaty na zwiedzanie.
Główna Hala Targowa: warzywa, mięcho, żarło, a na górze pamiątki. Pachnie targowo-halowo. Podobnie, jak w hali wileńskiej. Dlaczego w Polsce nie ma takich hal?
Pomnik Wolności na Górze Gellerta - najwyższy punkt Budapesztu, kolana gumowe.

Główny bohater. Taka odsłona chyba mu pasuje.
Z walutami o używanych na co dzień dużych nominałach jest pewien problem: topnieją błyskawicznie.
Hala targowa przy Lehel Ter. Jakość foty - Super Express.
Zazdroszczę! W tym roku wychodzi film o liderze grupy - Love&Mercy, w którym połowę głównej roli gra Paul Dano. Gotta love it!
Kościół św. Macieja w wersji braille'owskiej...
...oraz oryginalnej. Stare Miasto.
Zaciapany obiektyw Lumii 530 nie jest wymarzonym sprzętem fotografa. Dla mnie wystarczy.
Metro. I tu zaskoczenie, bo mój przewodnik z serii "Miasta marzeń" nic nie mówił o nowej, 4 linii, która okazała się wielce przydatna.
2. Tramwaj zabytkowy
W miejscu Starej Synagogi urodził się Teodor Herzl, twórca idei syjonizmu. Czy byłby Izrael, gdyby nie on? W jakiej formie?
Znajomość węgierskiego niepotrzebna, by rozszyfrować żydowskie święta. Przed Starą Synagogą.
Mapy na stacjach metra. Standard - szkoda, że na powierzchni nie ma ich w każdej dzielnicy.
Góra Gellerta - Pomnik Wolności wniebowstępuje
Ruiny średniowiecznego klasztoru karmelitek na Wyspie Małgorzaty. Zagłębiam się, a tam... metalowy spęd!
Byliście w Budapeszcie? Podzielcie się wrażeniami! Porównywanie wrażeń to jedna z najlepszych części podróżowania ;)
Czas wyznań.

1. Podróżnik ze mnie niedzielny. Wiem jedno: kocham wyjazdy, staram się wyjeżdżać częściej i na dłużej, aczkolwiek nie udało mi się jeszcze wyjechać na kilka dni więcej niż 3 razy w roku. Gdybym naprawdę chciała, mogłabym. Cóż to: autostop i spanie na dziko. Wielu tak robi. Albo mnie to nie kręci, albo nie jestem jeszcze gotowa. I dlatego nie będzie tu relacji z super-dzikich wypraw tylko z takich, na które uskładałam trochę grosza. Mimo to tanich.

2. Jeśli chodzi o podróżowanie, dopiero się rozkręcam.

3. Przepraszam za wszystkie badziewne teksty, które się tu pojawiły. Systematycznie będę kasować te, w których starałam się "odkryć Amerykę", przyciągnąć nudną recenzją lub zaszokować tytułem. Taka droga blogera: od crapu po cuda.

4. Nie będę powtarzać treści. Od tego są przewodniki i przemądrzalscy podróżnicy, którzy zapychają swoje książki historycznymi i krajoznawczymi status quo. Czy zatem w postach będzie pusto? Nie. Warto podróżować dla uchwycenia detali, subtelnych kulturowych różnic i ciekawostek.

5. Przepraszam za wygląd bloga. Kiedyś może się poprawi, dziś stawiam na treść.

6. Wciąż myślę: jak pisać o podróżowaniu? Błędnie wydaje mi się, że wszystko już było. Skąd wiem, że błędnie? Come on, na wszystko są nowe sposoby. Czekam na taki, który trzepnie mnie jak nagłe dreszcze. Póki co, będzie zwyczajnie, na mój sposób. Blisko prawdziwego życia.
Krytyka mile widziana.


W Maku w Budapeszcie. Czytam spoilery do 5. sezonu Shameless i piję mocną kawę. Na swoją obronę mam to, że po całym dniu pieszego zwiedzania byliśmy okrutnie zmęczeni.

Znów pozwolę mówić obrazkom:

1. Hollan Park - park w dzielnicy dla bogatych, własność królewska

2. Duma Londynu, którą trzeba pokazać turystom - musical "The Lion King"

3. Piccadilly Circus - zawsze wydawało mi się, że to ulica zdominowana przez reklamy. Nie przykuwają dużej uwagi.

4. Złota Salamandra na Muzeum Londyńskim

5. Niesamowite, zawsze wygląda tak samo!

6. Irish Pub przy Shepherd's Bush.

7. Kaczki w Kensington Gardens mają duży apetyt, mimo że karmione są przez 12 godzin dziennie.

8. Przy Royal Alber Hall.

9. Piękne elewacje niedaleko Royal Albert Hall

10. BBC na tych zdjęciach nie wygląda na potęgę...


11. Oryginalnie zdobione sklepy w Camden Town.


12. Menu jednej ze śniadaniowych kawiarni. You like spotted dick for desert?

13. Drogowskaz przy stacji metra.

14. Greenwich sprzyja ruchowi na świeżym powietrzu. Literally.

15. Słynne "Słoneczniki". Przepraszam, nie rozumiem.

16. Stanąć na Południku 0 - takie głupie marzenie miałam.


17. Panorama ze wzgórza w Greenwich Park.

18. Muzeum Brytyjskie zatłoczone nawet w poniedziałek. W sali z mumiami duszno!

19. To nie fair, że samce wielu gatunków nie muszą się starać, by dobrze wyglądać. Holland Park.

20. Poszłam za kliszą.

21. Gwardziści z tworzywa sztucznego - i Madame Tussauds nie trzeba...

22. Szekspir straszy w Soho.

23. Herbata z mlekiem, która smakuje jak herbata.


Macie jakieś ciekawe fotki z Londynu? Dzielcie się! :)