Przeczytałam ostatnio bardzo ciekawą rzecz w książce "Coś za coś" Kevina Maneya, w której to autor rozprawia o wadze jakości i dostępności w świecie biznesu. Dla zachęty okładka:

http://www.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Maney_Coszacos_500px.jpg

Otóż państwa Dalekiego Wschodu, chcąc wyjść z powojennego kryzysu gospodarczego w latach 50. ubiegłego wieku, postawiły na wyżej wspomnianą dostępność za cenę jakości. Produkowały wiele, lecz po kosztach. W wyniku czego autor konkluduje, że stwierdzenie "made in Japan" było niegdyś synonimem barachła, czyli rzeczy niedrogich, tandetnych i mało wytrzymałych. Dopiero później, po osiągnięciu pewnego poziomu gospodarczego, Japonia i Korea postawiły na jakość, a za produkty rozwijających się wtedy firm trzeba było słono zapłacić. Choć prawdę mówiąc, nigdy by mi do głowy nie przyszło, że Japonia kiedykolwiek może być kojarzona z dzisiejszą "chińszczyzną".

------

Dzisiaj trochę bzdetowo, dłuższy wpis szykuje się prawdopodobnie po oglądnięciu filmu "The Love Of Siam". Z bycia yaoistyką pewnie się już nie wyleczę.

------

Wiecie, że na Litwę możecie pojechać z Warszawy za 12 PLN w jedną stronę? Pierwsze 5 biletów na każdy kurs przewoźnik Simple Express sprzedaje właśnie w takiej cenie - pół roku wcześniej. Warto się zaczaić i zapolować, ja już kupiłam bilety na marzec :) W sprzedaży na pewno są tanie bilety do Wilna, może uda Wam się dostać do też do Rygi w atrakcyjnej cenie.

 

-----

Gdzieś mignęła mi informacja, że w Singapurze uchwalono ustawę o obowiązkowym utrzymaniu rodziców - przez dzieci, rzecz jasna, gdy ci są już w podeszłym wieku. Sieć na ten temat milczy. Ktoś coś słyszał? Ktoś coś wie?