Bardzo międzykulturową książkę miałam okazję przeczytać niedawno. A raczej pochłonąć, bo książka W 80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu) wchłania się znakomicie: szybko, sprawnie, gdy umysł pozostaje w pełnym zaangażowaniu, a ogólna idea zostaje na długo.
Autor, Jarek Stępek, założył się pewnego razu, iż w 80 dni uda mu się odnaleźć w Londynie 80 różnych języków. Lepiej powiedzieć jednak: ludzi, którzy tymi językami władają. O niektórych z tych mów przeciętny Polak nie ma nawet pojęcia. Amharski czy igbo niekoniecznie muszą u każdego uruchamiać jakieś skojarzenia. A autor języki te nagrał (można nawet posłuchać tutaj), a następnie zrobił listę.
Jego podróże po Londynie ułożyły się w książce w bloki tematyczne: od wizyty w Chinatownie po dzielnice arabskie, a to przeplatane wędrówką po ambasadach azjatyckich krajów. Opowieść ta ukazuje wielokulturowość na każdej stronicy. Widzimy, jak czują się w Londynie imigranci z różnych krajów, co dla nich znaczy tożsamość narodowa i jak rekompensują sobie tęsknotę za ojczyzną.


Moje nieco wydumane zarzuty co do książki opierają się na założeniu, że Stępek jednak zbyt często cytuje Fogga, co przerywa akcję właściwą, nie czyniąc jej bardziej dynamiczną. Ciężko się w tej historii Verne'a połapać w drugiej połowie książki - no chyba że się ją bardzo dobrze zna. Poza tym drażni mnie, iż autor wprowadza do opowieści osobiste sytuacje - opisy rozmów z dziewczyną - w moim mniemaniu nienaturalnie podrasowane. Lub być może bardzo rzeczywiste, aczkolwiek nie trafiające w mój gust estetyczny w połączeniu z opowieścią.

Idealna lektura drogi - do autobusu i tramwaju - bo to będzie długa podróż. I to, co dobre, szybko się skończy.




Już od jakiegoś czasu (właściwie od niespełna roku czasu) postcrossinguję sobie, ale dopiero od niedawna zaczęłam bawić się w wymiany małych rzeczy. 
Na forum serwisu postcrossing.com znajduje się wiele wątków, po zapisaniu się do których ;P mamy możliwość wymiany z innymi użytkownikami z całego niemal świata. Słodycze, breloczki, kubki, czego tu nie można dostać... I oczywiście w zamian wysłać. 
Ja postawiłam póki co na małe rzeczy. Raz - studencki budżet, dwa - wysokie ceny przesyłek zagranicznych. Póki co wysyłam przedmioty, które mieszczą się w standardowej kopercie: pocztówki, ulotki przeróżne, herbaty w kopertkach, kawy w saszetkach, naklejki, przypinki i inne, zależne od wyobraźni.

I moja pierwsza koperta z Rosji, z Moskwy:


Kawa - normalna Nescafe Classic 3 w 1, cute naklejki w kształcie znaczków pocztowych, a także herbaty "Princess Noor" - czyżby pochodziły od jordańskiej księżniczki, 30-letniej zaledwie Noor bint Asem? Profil kobiety w logo może wydawać się pełen arabskich ozdobników. 
Z jednej strony produkt światowej korporacji, z drugiej herbata "Princess Noor" o nazwie o arabskich korzeniach, z kolejnej natomiast naklejki z elementami, kojarzącymi się z państwami europejskimi "Europe Vintage Stampstickers". A to wszystko z Rosji, w dodatku od Koreanki.
Drogą dyfuzji dostałam prawdziwą mieszankę wielokulturową.

Polecam!