"W drodze na Hokkaido" to grube tomiszcze, napisane przez Willa Fergusona - kanadyjskiego nauczyciela języka angielskiego w Japonii. Will pewnego dnia decyduje się przejechać autostopem Japonię z południa na północ, podążając za rozkwitającymi w tym kierunku falami kwiatów wiśni. Towarzysząc autorowi w tej podróży, poznajemy interesujący przekrój japońskiego społeczeństwa. Na tej podstawie:

5 rzeczy o Japończykach, które rzadko się słyszy 

 

- JAPOŃCZYCY SĄ WYJĄTKOWI. To nie jest ich pogląd, tylko ślepa wiara, kultywowana z namaszczeniem przez kolejne pokolenia. Zapytani: dlaczego?, odpowiadają: bo tak jest. Kraj Kwitnącej Wiśni to potęga technologiczna i gospodarcza (choć może nie tak bardzo, jak kiedyś), wskutek czego to właśnie tam produkowane są najlepsze urządzenia RTV i AGD - takie jest przekonanie Japończyków. Zapomniałabym o samochodach. I o tym, że Japończycy czują się wyjątkowi, bo mają inny odcień skóry niż reszta świata i w dodatku mieszkają w Państwie Środka. Tak, tak, do dzisiaj panuje wśród nich przekonanie, iż szanowny kraj powinien znajdować się na środku każdej mapy. Btw. spotkałam się z taką w podręczniku do nauki języka. W okresie Edo państwo było przez 200 lat izolowane od zagranicznych wpływów (jedynie Holendrzy mogli przebywać na małej wyspie Dejima), które mogłyby popsuć japońską harmonię.

źródło: sekaichizu.jp

 - Japończycy JAWNIE OBGADUJĄ OBCOKRAJOWCÓW. To wniosek wysnuty z lektury książki. W wielu miejscach, w których pojawia się autor, słychać głośne: gaijin, gaijin. Oznacza to "obcokrajowiec". Zasady japońskiej grzeczności wymagają jednak, by szczególnie do nieznajomego zwracać się z przyrostkiem -san, czyli po prostu pan. Zwrot gaijin-san w Japonii Ferguson słyszał jednak rzadko. Spotykał się natomiast ze słowami: gaijin, ale jesteś gruby (choć opinie na temat czyjejś tuszy w Japonii nie są raczej obraźliwe - to zwykłe stwierdzenie faktu), nieskierowanymi wprost do niego. Lub: o gaijin, jaki wysoki!

 - Słyszeliście kiedyś o "ROZWODZIE NARITA"? Ciekawa sprawa. Wyobraźcie sobie taką sytuację: kobieta i mężczyzna biorą ślub. Uczestniczą w ceremonii ślubnej, oficjalne dokumenty podpisują jednak często dopiero po zakończeniu miesiąca miodowego. Niełatwo się domyślić, że sprzyja to ponownemu przemyśleniu decyzji o małżeństwie. Wróćmy do historii - typowa para bierze udział w obrządku, a następnie wyjeżdża w zagraniczną podróż poślubną. Japońskie kobiety coraz częściej są światowe, obyte, mówiące po angielsku. Mężczyźni z kolei hołdują samurajskim zasadom i klasyczno-japońskim ideałom. Zagranicą młode małżonki zauważają, jak nieporadni są ich mężowie, wobec tego małżeństwo kończy się tuż po powrocie na lotnisku Narita. Bez podpisania dokumentów i tak nie jest ważne. Znalazłam nawet dramę o takiej tematyce: Narita Rikon.


Narita, źródło: mlit.go.jp

 - W Japonii dobrze widoczne są POZOSTAŁOŚCI PO SYSTEMIE KASTOWYM. Ferguson udowadnia w swojej książce kilkakrotnie, że gdyby zapytać o to Japończyka, machnąłby on ręką lub wykonał gest uciszający. Jest to temat tabu, a magiczne słowo, którego użyć można do wpędzenia mieszkańca Wysp Japońskich w zakłopotanie, brzmi: burakumin. Burakumin to przodkowie wywodzących się niegdyś z najniższej kasty rzeźników i garbarzy, odrzucanych przez buddyjską ludność. To także obcokrajowcy przybyli z Chin czy Korei. A raczej ich dzieci, które mimo że urodzone i mieszkające w Japonii (często nawet stopy nie postawiwszy na ojczystej ziemi) nie otrzymają nigdy obywatelstwa. Oficjalnie burakumin mają w społeczeństwie japońskim równe szanse. W rzeczywistości jednak rzadko kiedy dostają pracę w bardziej prestiżowych sektorach. W latach 80. w Japonii krążyła pieczołowicie opracowana lista społeczności burakumin, z której korzystali zarówno pracodawcy, jak i rodzicie chcący wydać za mąż swoje córki. Nie jestem tak odważna i nie mam takiego doświadczenia, by móc wydać tezę, taką jak Ferguson. Otóż: ... Japończycy są rasistami. I to w najgłębszym, najczystszym znaczeniu tego słowa. W tym kraju rasę traktuje się jak namacalną miarę czyichś umiejętności, wartości i przynależności.

 - Japończyków cechuje ARYTMETYCZNE PODEJŚCIE DO JĘZYKA. W świecie kanji, gdzie znak1+ znak2 = znak3 trudno o inne postrzeganie. Japończycy swojego języka uczą się na pamięć. Muszą wkuwać znaki bez zwracania uwagi na logikę. Rozbijają angielskie zdania na czynniki pierwsze, nazywając ich poszczególne elementy książkowym sposobem. Często jednak nie wiedzą, nie pojmują, co one oznaczają. Zestawiają ze sobą elementy według reguł - rzeczownik czasownik przymiotnik rzeczownik, często nie zwracając uwagi na poboczne aspekty języka, takie jak kontekst, dopasowanie, specyfika języka mówionego itd. Wychodzą z tego kwiatki w odmianie zwanej englese, spotykanej często w postaci nadruków na zeszytach, ulotkach reklamowych i ubraniach.

źródło: hanlonsrzr.blogspot.com

To co, o których rzeczach słyszeliście wcześniej?



W oczach starszego pokolenia Francuzów typowy Polak jest hydraulikiem. Trochę mnie to ubawiło, zwłaszcza że styczność z hydraulikiem z krwi i kości w Polsce miałam ostatnio jakieś dziesięć lat temu. :) Poza tym Polacy we Francji efektywnie pracują i chodzą w garniturach i innych eleganckich ubiorach. No no, kto by pomyślał... Te i kilka innych przemyśleń Floriana na temat naszego kraju:

Florian

Po raz pierwszy do Polski przyjechałem na Wielkanoc. Odwiedziłem polską rodzinę w Bielawie, i mimo że tylko córka w tej rodzinie mówiła po angielsku, otrzymałem bardzo ciepłe przyjęcie, a także odkryłem piękną, naturalną gościnność.

A co w naszym kraju zaskoczyło Cię najbardziej?
Uścisk dłoni Lecha Wałęsy po zaledwie dwóch tygodniach spędzonych w Polsce. (śmiech)

Jak Polska przedstawiona jest w Twoim kraju?
Dla Rumunii (gdzie Florian obecnie mieszka - przyp. autora) Polska jest dobrym uczniem postkomunistycznej Europy oraz przykładem do naśladowania. Kraj ów ma tutaj dobrą reputację i polska kultura jest tu mile widziana.
Plik:UMP meeting Paris regional elections 2010-03-17 n03.jpg
Nathalie Kosciusko-Morizet, fot. pl.wikipedia.org
We Francji, mojej ojczyźnie, stereotypy o Polsce obecne są nadal wśród starszych ludzi, natomiast młodsze pokolenia zaczynają odwiedzać ten kraj, często wyjeżdżają do niego na studia. Polska jest widziana we Francji jako państwo, które podejmuje teraz dobre decyzje i wie, jak korzystać z funduszy, otrzymanych z Unii Europejskiej. Co więcej, każdy Francuz ma w swoim otoczeniu kogoś o polskich korzeniach. Wielu moich przyjaciół ma polskich rodziców lub dziadków, matka mojego wujka również jest Polką, mój szef ma polskie korzenie, a jeden z francuskich ministrów nosi nazwisko Kosciusko*.

Czy Twoje przypuszczenia na temat naszego kraju sprawdziły się co do joty?
Niektóre tak: zamieszkują go mili ludzie, bardzo wierzący (porównując do Francji), ciepli i gościnni, choć początkowo nieufni (ale gdy już znasz Polaka, stajesz się częścią jego rodziny), wyemancypowane i niezależne dziewczyny - ogólnie bardzo kulturalni ludzie.
Nie sprawdziły się przypuszczenia co do tego, że każdy jest hydraulikiem - przepraszam za ten stereotyp, aczkolwiek we Francji jest on często powtarzany, szczególnie przez ludzi, którzy do Polski nie podróżują.

Co lubisz w miejscu, w którym mieszkałeś w Polsce?
Mieszkałem w Łodzi i w tym mieście lubię to, że nie jest ono typowo turystyczne. Lubię znajdować w nim niszowe miejsca. Podobają mi się również dekoracje w polskich kawiarniach, łatwy dostęp do sztuki i możliwość zorganizowania wystawy praktycznie przez każdego, kto chce.

Czego z kolei w Łodzi nie lubisz?
Agresywnych, pijanych ludzi nocną porą.

A co sądzisz o naszej kuchni?
Lubię polskie jedzenie, ma ono dobry smak, aczkolwiek jest ciężkie dla żołądka. Nie mam ulubionego dania, choć nauczyłem się przyrządzać bigos, pierogi i żurek.

Słowa najczęściej słyszane przez Ciebie na polskich ulicach to:
tak
przepraszam bardzo
proszę bardzo

Czym, według Ciebie, cechuje się "typowy Polak"?
Mężczyzna? Ma włosy blond lub w kolorze jasnego brązu, krótkie. Ma też mały brzuch i szybko mówi. Pracuje solidnie, wydajnie, efektywnie i zawsze chodzi w garniturze. W weekendy wydaje się być bardziej zrelaksowany i spędza więcej czasu z rodziną. Lubi narzekać na politykę, imigrantów, a przy tym często wspomina z łezką w oku, jak to Polska była wielkim królestwem. Typowy Polak nie lubi Rosjan, za to jest pro-europejski.
Jeśli chodzi o kobiety... Typowa Polka nosi szalik, staranną fryzurę i zawsze wygląda elegancko. Również dobrze pracuje, jednak czuje się ograniczona przez społeczeństwo. Pragnie brać na siebie większą odpowiedzialność i skłonna jest wyjechać sama za granicę, by spełnić swoje pragnienia. Jest bardzo silna i może samodzielnie zadbać o swoją karierę, życie prywatne, rodzinę, przyjaciół, a po pracy chodzi jeszcze na siłownię.

Czy Twoje plany na przyszłość uwzględniają życie w Polsce?
Póki co, tak. Ale plany zawsze mogą się zmienić... Mieszkałem już we Francji, Czechach, Rumunii i Maroku. No i w Polsce.

*gwoli ścisłości, chodzi o byłą panią minister Nathalie Kosciusko-Morizet. 

A co do polskiego hydraulika we Francji, kojarzy mi się tylko ta kampania:

IMAGE: French tourist posterKampania z 2005 roku, mająca na celu zachęcić Francuzów do odwiedzenia Polski - oczywiście w celach turystycznych. Wystosowana by przeciwdziałać wyobrażeniu o polskich hydraulikach, którzy rzekomo "zalewali" francuski rynek pracy.
W rolę hydraulika wcielił się model, 21-letni wówczas Piotr Adamski. Jako że o sprawie w mediach było głośno, również on miał swoje 5 minut. Pamiętacie?

I czy jakieś spostrzeżenia Floriana wydały się Wam interesujące?
Zainspirowana kolejną książką, tym razem autorstwa Markusa Flohra - niemieckiego dziennikarza, który do Izraela wyjechał na studencką wymianę. Gdzie sobota jest niedzielą odnosi się oczywiście do obchodzonego przez żydów od piątku po zmierzchu święta szabatu. Po tej reportażowej książce spodziewałam się masy stereotypów i podejścia do sprawy niczym "Idiota za granicą". Owszem, Markus Flohr koncentruje się na opisywaniu swojego życia (niekiedy bardzo osobistego) w Izraelu, nie jest jednak naiwny wobec kulturowego kontekstu - wie co, jak i dlaczego.

empik.com

Oto 5 poglądów i faktów, które udało mi się wysupłać z książki:

  • Do Izraela nie jedzie się na wakacje - Po co Ty pojechałbyś do Izraela? Dlaczego? Z pewnością nie dlatego, że zobaczyłeś w katalogu biura podróży widoki z Ejlatu. 
    Ejlat, pl.wikipedia.org
    Podobne możesz mieć w innym miejscu, gdzie z pewnością jest bezpieczniej. Ja pojechałabym, żeby poczuć, jak Izrael pachnie i smakuje, jak brzmi. Może nawet udałoby mi się poczuć, że jestem Mesjaszem (patrz: syndrom jerozolimski). Jak dowiaduje się Flohr, Niemcy jeżdżą tam, żeby pojednać się z Żydami, bo im wstyd i mają poczucie winy. Jeszcze inni Niemcy chcą pomóc Palestyńczykom, aczkolwiek do Izraela nie jedzie się ot tak, trzeba mieć dobry powód.
  • Państwo Izrael to kotłowanina różnych ludzi. Jak inaczej? Żydzi z Europy i Ameryki Północnej, czyli tzw. Aszkenazi; żydzi z Bliskiego Wschodu, czyli tzw. Mizrahi; Arabowie, żydzi ortodoksyjni, zamieszkujący te tereny od setek lat, a do tego masa turystów z całego świata. Ach, zapomniałabym o imigrantach z Chin i Filipin. Plus oczywiście żyjący niejako w izolacji od społeczeństwa żydzi z Rosji i państw byłego ZSRR. Wyobrażacie sobie podobną mieszankę kulturową, na której ujednolicenie raczej nieprędko się zapowiada? Bo jak uniknąć kłótni i dyskryminacji, skoro wiadomo, że nie da się spełnić oczekiwań wszystkich?
  • Zakładanie na włosy peruk. Może gdzieś już o tym słyszeliście, ja jednak spotkałam się po raz pierwszy. Wyżej wymieniona praktyka dotyczy oczywiście kobiet, wychodzących w miejsca objęte zakazem manifestowania religii. Spotyka się to np. na tureckich uniwersytetach (Turcja jest państwem świeckim), ale i wśród ortodoksyjnych żydówek, które nie pokazują włosów mężczyznom spoza rodziny. Miast chusty, panie nakładają na prawdziwe włosy te sztuczne, nie obawiając się złamania religijnych nakazów.
  • Ortodoksów inni Izraelczycy traktują z pogardą. Dlaczego? Otóż mieszkający w Jerozolimie ortodoksyjni żydzi jeszcze przed 1948 rokiem nie akceptowali najazdu wyznawców judaizmu z całego świata na Ziemię Świętą. Uważali, że tylko Bóg ma prawo ustanowić państwo żydowskie.
    Protest przeciwko reformie wojska, wiadomosci.wp.pl
    Gdy ono formalnie już powstało, domagali się przestrzegania prawa religijnego przez wszystkich jego obywateli. Biada tym, którzy w szabat przejadą samochodem w pobliżu Mea Szearim! Lecące wtedy z rąk panów w chałatach kamienie nie są niczym rzadko spotykanym. Zeświecczeni żydzi uznają tych ortodoksyjnych w najlepszym wypadku za wariatów, którzy Państwo Izrael narażają na śmieszność.  Smaczku dodaje fakt, iż Izrael według ustawy zasadniczej jest państwem żydowskim (czyli wyznaniowym) choć jednocześnie demokratycznym. Dlatego ortodoksyjni nie wypełniają obowiązków państwowych, których zabrania im religia (np. nie służą w armii). Tutaj artykuł opisujący to z radykalnej perspektywy - portal Stop Syjonizmowi.
W środku Hebronu mieszka 600 żydów, chronionych przez 500 żołnierzy. To prawda. Żydzi mieszkają w swoim osiedlu, chronionym przez żołnierzy przed zamieszkującymi dookoła Palestyńczykami. I mimo że żydzi w książce Flohra mówią, że bez problemu poradziliby sobie bez armii na terytorium Autonomii Palestyńskiej, żołnierze dalej stoją, co rusz wyciągając walkie-talkie i gładząc karabiny. Jak można się domyślić, Żydzi żyjący w tak bliskim sąsiedztwie Palestyńczyków to ciągłe zdarzenia - mniejsze lub większe, lecz przeważnie nieprzyjemne. Więcej w emitowanym ostatnio na TVP Kultura filmie This is my land Hebron
 















Wy z jakiego powodu odwiedzilibyście Izrael?
Zawsze interesowało mnie, jak Polska postrzegana jest przez obcokrajowców. Słyszałam, że dużo wódki pijemy, wiele narzekamy, jesteśmy mili/chamscy, mądrzy/głupi, ale chcę dokopać się głębiej... Bo coś pod tym musi być, prawda? Jakaś nowa charakteryzująca większość narodu cecha lub szczególnie podobające się zagranicznym gościom, a niedoceniane przez nas miejsca. Zaczynam więc cykl wypytywania obcokrajowców o Polskę. Na pierwszy ogień Azerbejdżanka o wdzięcznym imieniu Lala, która w ramach Erasmusa przyjechała do Rzeszowa.

Z Polski do Azerbejdżanu - minimum 3 053 km według Google Maps

1. Jaka była Twoja pierwsza myśl po przekroczeniu polskiej granicy?
Gdy po raz pierwszy przybyłam do Polski, pomyślałam, że jest to bardzo ciche i spokojne miejsce do życia. Szczególnie Rzeszów, który nie jest bardzo zatłoczony.

2. A co zaskoczyło Cię najbardziej?
Polskie ceny! Nadal mnie zaskakują. Są bardzo niskie w porównaniu do tych w moim kraju.

3. Jak o Polsce myśli się w Azerbejdżanie?
Cóż, w Azerbejdżanie uważa się, iż w Polsce, jak i w wielu innych krajach, jest bardzo zimno... Nie sądzę, aby Azerbejdżanie w ogóle wiedzieli dużo o Polsce.

4. A czy Ty w naszym kraju zastałaś to, czego się spodziewałaś?
Tak, w dużej mierze tak, chociaż przyznam, iż wydawało mi się, że zimą każdego dnia będzie sypać śnieg. Sądzę, że do tej pory omija mnie to tylko dzięki szczęściu.

5. Co najbardziej polubiłaś w Rzeszowie?
Komunikacja miejska, fot. mmrzeszow
Spokojną, cichą atmosferę. W komunikacji miejskiej nigdy nie tłoczą się ludzie - co w moim mieście stanowi duży problem. Kocham Rzeszów dlatego, że to miasto studenckie i spotkałam tu wielu młodych, interesujących ludzi.
 
6. Czego z kolei w tym mieście nie lubisz?
Nie podoba mi się fakt, że w mieście mało się dzieje. Nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie można by zabawić się ze znajomymi.

7. Przypadły Ci do gustu polskie smaki?
Polubiłam tutejsze jedzenie, aczkolwiek nie zdążyłam jeszcze wszystkiego spróbować. Kocham natomiast pierogi i żurek. Lubię również zapiekanki. Jedzenie zdecydowanie jest inne niż w moim kraju. W azerbejdżańskiej kuchni nie używa się wieprzowiny - w naszych potrawach jest jednak więcej mięsa i warzyw.

8. Jakie słowa zdarza Ci się najczęściej słyszeć na ulicy?
Przede wszystkim "dziękuję bardzo", "dzień dobry", "do widzenia". Nie mam pojęcia, jak to zapisać (śmiech). Polski jest dla mnie językiem trudnym do przyswojenia, nie potrafię jeszcze nawet poprawnie zbudować zdania.

9. Jakimi cechami charakteru odznacza się według Ciebie typowy Polak?
Nie wiem, czy można powiedzieć, że "typowy Polak" istnieje. Wydaje mi się jednak, że Polacy nie są tak emocjonalni i ciepło nastawieni jak ludzie w moim kraju.

10. Wiążesz z Polską swoją przyszłość?
Nie, nie planuję zamieszkać tutaj na stałe. Jestem bardziej ciepłolubna (śmiech). Ale wyłączając pogodę, Polska to dobre miejsce do życia. Bardzo spokojne.

Zaskoczeni?


Po lekturze książki Lalki w ogniu. Opowieści z Indii Pauliny Wilk. Wiem, dawno wydane. Ja sama nigdy nie zagłębiałam się w religię, historię czy nawet obyczajowość Indii, jednak teraz coś mnie ukłuło. Taka szpileczka zainteresowania, dzięki której postanowiłam podsumować moje z Indiami skojarzenia. Mogą się wydać stereotypowe, dlatego proszę o dodawanie swoich, żeby zbudować szeeeeroki obraz. A zatem:

5 rzeczy, które kojarzą mi się z Indiami (podkreślając, że nigdy mnie tam nie było):

  1. Każdy widział już te podbijające Internet zdjęcia: Pięcioosobowa rodzina (jak mniemam) na motorze, czyli ogółem mówiąc rochodzi się o TRANSPORT. Tutaj nigdy nie marnuje się miejsce, nawet to, które w założeniach nie było przeznaczone do siedzenia, jak np. dach pociągu ("I fly like papers, get high like planes" - pamiętacie?) czy kierownica jakiegoś jednośladowca. Cóż się dziwić, w końcu w Indiach mieszka co szósty człowiek na Ziemi (wg http://www.indiaonlinepages.com/population populacja Indii liczy sobie 1,27 miliarda). Co ciekawe, więcej niż 50% mieszkańców tego kraju to ludzie, którzy nie ukończyli jeszcze 25 lat. Mimo że rząd próbował wprowadzić politykę mniejszych rodzin, nie udało mu się odwieść Hindusów od hołdowania mnogości.
  2. F jak FEKALIA, które ponoć są wszędzie. To przerażające. Właściwie nie to, że w indyjskich dużych miastach unosi się zapach ekskrementów, ale to, że nie dane mi było jeszcze się o tym przekonać. (Brzydki żart). Te słynne wysypiska, na których dzieci oddzielają rzeczy całkiem bezwartościowe od tych, które mogą się przydać, mimo że również wyglądają jak śmieci. Rowy, fosy, kanały pełne odpadków. A nawet, jak pisze Paulina Wilk, okolice stacji kolejowych, gdzie mężczyźni i kobiety (oczywiście przy zachowaniu podziału płci) chodzą za potrzebą, traktując to niejako jak spotkanie towarzyskie. Ganges z kolei pełen jest rozkładających się martwych ciał, wypuszczonych do świętej rzeki według hinduistycznej tradycji. Tutaj fragment z reportażu Al Jazeery na temat niedoboru toalet w Indiach: Hindusi mają telefony komórkowe. Toalet nie.
  3. źródło: santabanta.com
  4. Oto GANEŚA. Bóg pod postacią mężczyzny, obdarzonego głową słonia i czterema rękami. Nic w jego wizerunku nie jest przypadkowe. Hindusi znajdują wyjaśnienie zarówno dla tej nietypowej głowy, występowania u Ganeśi tylko jednego kła, wydatnego brzucha i miski ze słodyczami, którą trzyma w jednej z rąk. Zazwyczaj postać bogów przedstawiane są w otoczeniu pięknych przedmiotów, na tle przepychu i przeróżnych detali. Mnie jednak spodobało się zdjęcie, pozwalające zatrzymać się przy samej postaci, bez wysilania wzroku przy chęci dostrzeżenia wszystkich jej szczegółów.
  5. Przechodząc do kultury popularnej, której odmiany krajowe tak bardzo lubię: BOLLYWOOD. Choć szczerze przyznam, że tego typu filmów nie lubię bardzo. Bollywood to kilkugodzinne tasiemce o miłości, przeplatane pieśniami - rzewnymi lub zupełnie żwawymi i energicznymi, wykonywanymi przez aktorów. To masowa produkcja, bazująca ciągle na tych samych wzorcach, czerpiąca z utartych już znaczeń, lecz jednocześnie wielobarwna i porażająca mnogością wydarzeń i bohaterów. (Znów mnogość, wiele, różne...) Miłość, śmierć, mezalians (co w kastowych Indiach pewnie często się zdarza?), zdrada, dramat... Wiele można by wymienić elementów scenariuszy. Niestety, nie kupuję tego typu historii.
  6. Kolejna ze spraw, które mi się z Indiami kojarzą, jest martwiąca, lecz pokrzepiająca zarazem. Chodzi o PRZYWIĄZANIE DO TRADYCJI. Jak pisze Paulina Wilk, wielu mieszkańców Indii emigruje w celach edukacyjnych i zarobkowych. Przyzwyczajają się do zachodniego stylu życia, chłoną amerykańskie produkcje filmowe i słuchają "naszej" muzyki. Gdy przyjdzie jednak pora zamążpójścia lub ożenku, szukają partnerów i partnerek wśród indyjskiej społeczności, w utarty od wielu lat sposób. Dla większości liczy się przynależność przyszłego współmałżonka do kasty, jego wykształcenie, zarobki, pochodzenie... A do tego wszystkie te wymagania zawarte są w ogłoszeniu matrymonialnym, opublikowanym w lokalnej gazecie. Poza tym w Indiach od lat nie zmienia się podejście do kobiety, traktowanej jak istotę o statusie: "zło konieczne".
 Macie pięć pierwszych skojarzeń z Indiami, które różnią się od moich? Piszcie, z chęcią poszerzę postrzeganie tego niewątpliwie fascynującego kraju.